Tym razem postanowilam wziac na tapete Honen'a (prawidlowy zapis Honen lub Hoonen) - mnicha i reformatora religijnego z przelomu XII i XIII w n.e.
Najpierw zastrzezenie - SEKTA to termin, ktory kojarzy sie w polskim umysle mocno negatywnie, natomiast na calym swiecie to po prostu okreslenie odlamu religijnego. W krajach, gdzie co i rusz powstaja takie odlamy (jak Japonia czy USA) wazne jest by odroznic jakos te, ktore wplywaja negatywnie na psychike jak i te, ktore glosza po prostu troche inne nauki niz reszta. Tych drugich jest znacznie wiecej. I funkcjonuja one w oficjalnych spisach religijnych. Nie bojmy sie wiec slowa 'sekta'.
A Hoonen? Zyl w latach 1133-1212 - wtedy, kiedy buddyzm w Japonii... nie przezywal rokwitu, mowiac eufemistycznie. Swiecenia uzyskal w 1150 , wczesniej wolano na niego Seishimaru. A uczyl sie w jednym z najwiekszych owczesnych klasztorow buddyjskich, na gorze Hiei-zan, juz od 12 roku zycia.
Jakiez bylo jego glowne zalozenie? Powrzechny byl wtedy poglad zwany "mappo" - 3 cykli nauk buddyjskich, powoli dazacych do upadku. Honen wierzyl mocno, ze zyje w cyklu, w ktorym nauki Buddy wciaz sa zywe, ale ludzie nie sa juz w stanie za nimi podazac, w zwiazku z czym... buddyzm potrzebowal uproszczenia. Powedrowania pod strzechy, mowiac inaczej.
I tak powstal chocapiiiic.... tzn... hmm.. Joudo-shuu - Sekta Czystej Ziemi. Jej ogolne zalozenie jest akie, ze na piedestale umieszcza jedna z inkarnacji Buddy - budde Amide (lub Amithabe, jak kto woli), ktory wsrod swych buddyjskich slubowan przyrzekl, ze gdy osiagnie nirvane, pomoze wszystkim istotom, ktore beda ufac jego naukom odrodzic sie w pewnego rodzaju raju - Czystej Ziemi, gdzie nic nie bedzie macic skupienia medytacyjnego, powodowac lgniecia itd. Hoonen wzial to bardzo doslownie - stwierdzil, ze oprocz odrobiny samodyscypliny wystarczy z oddaniem zawsze i wszedzie powtarzac mantre "namu Amida butsu" (Badz pochwalony Buddo Amido - tak, to haslo wypisane na moim plecaku, dla wtajemniczonych). Odradzajac sie w Czystej Krainie nie bylo juz powrotu do nizszych stanow reinkarnacji, to byla autorada prosto do stanu Buddy. Nic wiec dziwnego, ze bywalo i tak, ze chodzono i rozdawano karteczki z inwokacja jako tzw. "bilety do Czystej Krainy". Skoro ktos to przeczytal, to znaczy, ze wymowil. Skoro wymowil, to znaczy, ze odlatuje prosto tam po smierci. To oczywiscie skrajne poglady, tak jak u nas Rydzyk, ale chce wam uswiadomic "trafienie pod strzechy" tego odlamu.
Honen zdawal sobie sprawe, ze jego nauki maja radykalny charakter, kazal wiec glosic je swoim przyjaciolom dopiero po swojej smierci. Jednak nic z tego, "sprawa sie sypla", Hoonena zeslano na Shikoku i zdjeto z niego zakaz przemieszczania sie dopiero w rok przed jego smiercia. Srednio ciekawie, co? Los jego zreszta podzielil jego kontynuator i najwierniejszy uczen - Shinran, o ktorym kiedy indziej.
Sam Honen pozostawil po sobie dwa wazne i kilka mniej waznych spisanych dokumentow - wsrod nich "Senchaku hingan nenbutsu shuu" (bedacy podwalina pod powstanie Joudo-shuu) oraz Ichimai-kishou-mon ("Dokument na jednej kartce" - swoj testament, spisany podobno w dzien przed jego smiercia). Z oboma nie jestem osobiscie zapoznana, ale jesli ktos ma dobre zrodlo, chetnie skorzystam, bo znam tylko streszczenia.
Jak okreslil to religioznawca Kevin Burns "Droga Honen jest drogą wiary, a nie uczynków, a także bożej łaski, a nie ludzkiej zasługi czy cnoty." - co, dodam od siebie, diametralnie wyróżniło joudo-shuu na tle innych sekt buddyjskich w ówczesnej Japonii, w tym zen!
|